ciało stop

te dwa słowa chodzą mi po głowie od jakiegoś czasu. zapewne nie bez powodu. przeszłam obronną ręką jesienny sezon zachorowań, styczniowo-lutowe choróbska, a nawet dwutygodniowy obóz, z co drugim kaszlącym uczestnikiem i chorą na grypę koleżanką. niestraszne mi były kiepskie stany P i G - dowoziłam czosnek, miód i proszki zwalczające przeziębienie.

i siedzę teraz zasmarkana, z zawalonym gardłem, w stanie: najchętniej-zasnęłabym-do-przyjazdu-księcia. z trudem przychodzi mi złożenie najprostszego zdania. grypa? obawiam się, że jeśli zawiedzie mnie siła perswazji, wspomagana paracetamolem i herbatą, może tak być. 

przegięłam. nie chodzi o typowy dla tej pory roku (podobno mamy już wiosnę!) niesprzyjający mikroklimat i wystawianie się na działanie, powiedzmy to sobie szczerze: chujowych warunków atmosferycznych. moje ciało już dawno dawało mi znaki, nieraz krzyczało: STOP! zarzuciłam wszelką formę aktywności fizycznej z oczywistego braku czasu, zaczęłam coraz dłużej siedzieć przed komputerem, decydowałam się na przedsięwzięcia wymagające ode mnie sporego zaangażowania, bez chwili namysłu. do tego te przemyślenia! ból w łopatce? chroniczne zmęczenie? jakiś katar i lekkie drapanie w gardle? przecież przejdzie.


Marcysia z Painta facebook.com/MarcysiazPainta


być może dorabiam filozofię do zwykłego gila z nosa, być może tracę czas (tak przecież cenny) na mało interesujące dywagacje. wierzę jednak w psychosomatykę. nic nie dzieje się bez przyczyny - odporność siada, gdy w głowie chaos. zamiatane pod dywan okruszki codzienności w końcu utworzą pokaźny kopczyk, o który można się potknąć, a przyprowadzony do salonu różowy słoń w końcu nasra na ten dywan i będzie płacz. 

i teraz tak mam. może słoń jeszcze się nie wypróżnił, ale już przestępuje z nogi na nogę. jeszcze trochę go przetrzymam - mam tyle zaległości! widzę wyraźny znak STOP-u i mediuję sama ze sobą, żeby jeszcze troszkę dać radę. wiem jednak, że w dłuższej perspektywie po prostu utonę w tym gównie.

Komentarze