puknąć aksamit
całe szczęście święta już za nami. tak, za nami - znam kilka osób, dla których już dawno straciły one swoją magię. osobiście, mimo tego, że nie wierzę, lubię ten okres. w moim rodzinnym domu już dawno jest on czysto świeckim obyczajem. prawdę mówiąc, nie pamiętam żeby kiedyś było inaczej.
całe szczęście już po wszystkim. świąteczne przeżarcie i rodzinne spotkania odreagowałam dzisiaj - już u siebie - myjąc podłogę, robiąc pranie i rycząc przez chwilę.
nie czyniąc żadnych postanowień na nowy rok, założyłam jednak, że do czwartku postaram się pozamykać większość spraw. zostało mi zatem nadgonienie z projektami (jakieś perspektywy są), opracowanie ofert warsztatowych (hmmmmmmmm), doczytanie kilku książek (bez szans na wszystkie zaległe), umycie okien (w życiu - zaczekam do wiosny), wystawienie na sprzedaż kilku zalegających w szafie rzeczy (może się udać) i generalnie przeorganizowanie myślenia o sobie.
bo widzicie, chcąc nie chcąc, podsumowania same mi się cisną do głowy. w tym roku wydarzyło się u mnie bardzo dużo. mniej więcej w marcu przewidziałam, że idzie nowe, co swoją drogą specjalnie nie było wielkim odkryciem. nauczyłam się być sama, po dwunastu latach przeprowadziłam się do innego miasta, ukończyłam bardzo intensywny kurs rozwoju osobistego, poznałam fantastyczne kobiety, wstąpiłam na nową ścieżkę zawodową, zaczęłam pracę nad świetnym projektem, ponownie uczę się być z kimś, mam masę pomysłów i coraz większą odwagę do ich realizowania. nowe przyszło zdecydowanie.
mam tylko jeden problem: jakkolwiek bym analizowała ostatnie dwanaście miesięcy, bilans wychodzi co najwyżej na zero. dół i użalanie się nad sobą powracają jak bumerang. z jakiego powodu? cholera wie. w dupie chyba mi się przewraca.
idealną metaforą moich rozterek jest niedawna stłuczka. moja, pierwsza w życiu, z mojej winy. niby wszystko finalnie dobrze się skończyło (z OCe będzie), poszkodowany krakus o jakże przyjemnym nazwisku AKSAMIT - jak to ujął "tak, jak materiał", bez większych uszkodzeń pojazdów, nowe doświadczenie, żadnej traumy, a jednak przeżycie. i cały ten okres, ten czar, karp, choinka i kutia ustąpiły temu jednemu wydarzeniu.
z drugiej strony, wszystko dzieje się po coś. każde zdarzenie mnie ubogaca, każda emocja jest dla mnie ważna. obieram więc za dobrą monetę to, co się ze mną i wokół mnie zadziewa. od tej wigilii aksamit będzie kojarzył mi się wyłącznie z motoryzacją.
całe szczęście już po wszystkim. świąteczne przeżarcie i rodzinne spotkania odreagowałam dzisiaj - już u siebie - myjąc podłogę, robiąc pranie i rycząc przez chwilę.
nie czyniąc żadnych postanowień na nowy rok, założyłam jednak, że do czwartku postaram się pozamykać większość spraw. zostało mi zatem nadgonienie z projektami (jakieś perspektywy są), opracowanie ofert warsztatowych (hmmmmmmmm), doczytanie kilku książek (bez szans na wszystkie zaległe), umycie okien (w życiu - zaczekam do wiosny), wystawienie na sprzedaż kilku zalegających w szafie rzeczy (może się udać) i generalnie przeorganizowanie myślenia o sobie.
bo widzicie, chcąc nie chcąc, podsumowania same mi się cisną do głowy. w tym roku wydarzyło się u mnie bardzo dużo. mniej więcej w marcu przewidziałam, że idzie nowe, co swoją drogą specjalnie nie było wielkim odkryciem. nauczyłam się być sama, po dwunastu latach przeprowadziłam się do innego miasta, ukończyłam bardzo intensywny kurs rozwoju osobistego, poznałam fantastyczne kobiety, wstąpiłam na nową ścieżkę zawodową, zaczęłam pracę nad świetnym projektem, ponownie uczę się być z kimś, mam masę pomysłów i coraz większą odwagę do ich realizowania. nowe przyszło zdecydowanie.
mam tylko jeden problem: jakkolwiek bym analizowała ostatnie dwanaście miesięcy, bilans wychodzi co najwyżej na zero. dół i użalanie się nad sobą powracają jak bumerang. z jakiego powodu? cholera wie. w dupie chyba mi się przewraca.
idealną metaforą moich rozterek jest niedawna stłuczka. moja, pierwsza w życiu, z mojej winy. niby wszystko finalnie dobrze się skończyło (z OCe będzie), poszkodowany krakus o jakże przyjemnym nazwisku AKSAMIT - jak to ujął "tak, jak materiał", bez większych uszkodzeń pojazdów, nowe doświadczenie, żadnej traumy, a jednak przeżycie. i cały ten okres, ten czar, karp, choinka i kutia ustąpiły temu jednemu wydarzeniu.
z drugiej strony, wszystko dzieje się po coś. każde zdarzenie mnie ubogaca, każda emocja jest dla mnie ważna. obieram więc za dobrą monetę to, co się ze mną i wokół mnie zadziewa. od tej wigilii aksamit będzie kojarzył mi się wyłącznie z motoryzacją.
Komentarze
Prześlij komentarz