ignorantka

ignorować jest podobno gorzej, niż nie wiedzieć. brak - nawet elementarnej - wiedzy wynikać może z niemożliwości jej pozyskania (nie ma kasy na książki, nie ma biblioteki w miejscowości, nie ma potencjału w domu rodzinnym...) lub ze zwyczajnego lenistwa. zawsze to jednak jakieś wytłumaczenie. ignorancja natomiast, idąc za słownikiem języka polskiego, to celowe działanie, sprowadzające się do nie zauważania i/lub nie brania pod uwagę.

taka jestem ostatnio. rozmyślnie wybiórcza. nie zauważam, że coś może być na rzeczy, ignoruję docierające do mnie rewelacje (tak, te ze sceny politycznej także), lekceważę i bagatelizuję niejasne sygnały i komunikaty nie-wprost. w zasadzie po raz pierwszy mam letni stosunek do świąt (temperatura!) i tego, że niedługo będę mogła zacząć wszystko od nowa. życie zatoczy koło i wszyscy jak jeden będziemy udawali, że mamy setną szansę na spełnienia swoich marzeń. jakoś bliższe mi jest przekonanie, że bez pracy - również nad i ze sobą - nie ma kołaczy i nic się samo nie zrobi. jakikolwiek cud się nie zdarzy i za rok mogę być w tym samym miejscu.

wracając do ignorancji... zimna sucz ze mnie żadna. nawet nie aspiruję do takiej fasady. pomijam niektóre wątki rozmyślnie, żeby nie wkurwiało, żeby nie bolało, żeby dało spokój. oszczędzam energię, staram się wytyczyć nowe - w założeniu o wiele lepsze - ścieżki. plany? owszem. realizowane będą. 

z czytaniem niestety mam podobnie...


facebook/bardzobrzydkierysunki



Komentarze