szaleństwo osobiste

pozwolę sobie zacytować jedną z niewielu znanych mi osobiście, świetnie piszących osób:

"I poranka mi nie starczy, by powiedzieć, że dobrze jest mieć z kim dzielić budzącą się szarość listopada, chłód piasku na plaży o świcie latem i bułkę z dżemem i syrop na kaszel".

i choć Lucy.es pisała o swojej Córze, nie mając małej wersji mnie, uważam podobnie, a nawet tak samo. 

ewolucyjnie jesteśmy stworzeni do bycia razem, przebywania w pobliżu, koegzystencji. nie jestem fanką ścisłej symbiozy, ale jak mawiają starzy Indianie, co komu pasuje. czasami lubię z kimś posiedzieć i porozmawiać, tak zwyczajnie wypić kawę, czasami wystarczy mi sama świadomość takiej możliwości.

ostatnio jednak odczuwam pewien brak. niedosyt obecności. w związku z zajęciami, których się imam, większą część mojego czasu spędzam przy biurku, przed komputerem. pomimo tego, brak jest wyraźny. tym bardziej, im dłużej muszę siedzieć w domu. przydałby się jakiś szczeniak, jeż nawet. stworzenie, na tyle zajęte sobą, żeby przez chwil kilka pozwoliło mi pracować, czasami dało o sobie znać i po prostu było. 

póki co, w zamienniku sprawiłam sobie balon(!). całkiem twarzowy, umieszczony przy biurku towarzyszy mi od wczoraj. pogadać od czasu do czasu trzeba, a chyba lepiej z balonową głową, niż z suchym wrzosem... 

tak, zwariowałam. jest to jednak odmiana niegroźna, osobista. nic poważniejszego się nie dzieję, ale na wypadek, gdybym któregoś dnia stała we flanelę odziana, na środku chodnika, trzymając balon czerwony, podaję instrukcję: nie bać się - podejść - przytulić - zaprowadzić na ciepły napój (najlepiej z kofeiną) - chwilę porozmawiać.


wymagająca nie jestem ;)

Komentarze