Warmianki za dychę

...i pół suchara (jak mawia Szanowna Koleżanka). przykro mi stwierdzić, ale jednak to zrobię: Olsztyńskie Targi dla Kobiet Warmianki 2014 okazały się, przynajmniej dla mnie i mojego towarzysza, klapą (nie dodam "totalną" - nie ta skala).

jestem zwolenniczką "babskich" inicjatyw. poznać się można, spotkać się można, porozmawiać, wymienić ciuchami etc. patrząc na program, tegoroczne* targi zapowiadały się co najmniej zajmująco. osobiście miałam zamiar wziąć udział w swapie ubraniowym  - zgodnie z zamysłem, opróżniłam nawet szafę, ale "spontaniczny spływ kajakowy w sobotę" pokrzyżował mi plany i postanowiłam być niedzielną-zwiedzającą.

wybraliśmy się zatem z eŁ w niedzielne wczesne popołudnie do BWA, po drodze mijając, kibicując i w duchu zazdroszcząc [czyt. ja] półmaratończykom. u podnóża planetarnianych** schodów stoisko z chyba-grochówką(!); na wejściu pan z kasetką, czyli płatny wstęp: dycha od głowy; w środku, w ciemnej przestrzeni parteru stoiska - zapamiętałam to z piękną ceramiką i stoisko, gdzie robiono makijaże (pomyślałam, że nie chciałabym, bo mam własny...).
na nieco jaśniejszym piętrze stoisk ciąg dalszy: na pewno stoisko salonu piękności nr 1 (dostałam ulotkę), stoisko sklepu ze zdrową, szczelnie w folię zapakowaną żywnością (dostałam ulotkę), stoisko gospodarstwa agroturystycznego, jedynego na którym można było czymś się poczęstować - home made dereszówką, ciastem drożdżowym lub jabłkiem z wikliny (dostałam ulotkę), stoisko - a raczej większe stanowisko - salonu piękności nr 2, gdzie pod tlenem leżała jakaś kobieta (nie dostałam ulotki), stoisko z młodzieżowymi ubraniami marki yups (dostałam ulotkę) i na końcu, w głównej sali galerii stoisko swapu. pierwsze skojarzenie: lumpeks, niestety. stojaki ze sprawiającymi wrażenie ostatków ubraniami na drucianych wieszakach, żadnego lustra (chociaż podziwiając wiszące w sali obrazy, przyuważyłam jedno wąskie, z ikei chyba, nierozpakowane i stojące w kąciku), wyobrażanych przeze mnie kufrów/waliz/szaf (no dobra, wyobraźnia mnie poniosła ;)), zero aranżacji. kiepsko. chociaż nie. nie ma tego złego, obejrzeliśmy wystawę. 
w sali planetarium gotował Kurt. wystarczająco zniechęcona, mgliście zapamiętałam tylko jego sylwetkę, babkę w fotelu siedzącą i jedzącą oraz paczkę ryżu. przy wyjściu kolejne stoisko z jedzeniem - szaszłyki tym razem, z cebulą, papryką... widziała na pewno.

i teraz tak: odczuwam pewien uczuciowy dysonans. z jednej strony, byłam, widziałam i wyszłam zawiedziona, z drugiej - oglądam zdjęcia na fejsie, z których wynika, że było super organizacyjnie i towarzysko. hmm...

wyobrażam sobie, że organizacja takiego wydarzenia nie jest łatwa. sama od czasu do czasu biorę udział w o wiele mniejszych rozmachem imprezach i wiem, ile wymagają pracy. może dlatego nie zabieram się za większe... 
niedziela była, zresztą jak poprzednie dni, ciepła i słoneczna, przed budynkiem BWA jest dużo miejsca, do którego dotarłoby więcej spacerująco-kibicujących Olsztynianek. dobrze kombinuję?

dużo dzisiaj trzykropków i dużo nawiasów. cały czas o tym myślę - nie chcę być niesprawiedliwa, takie po prostu wyniosłam (razem z toną ulotek) wrażenie. nawiasem mówiąc, rozpisałam się ;)

zdjęcie: fanpage Warmianki 2014

*skoro Warmianki 2014, pewnie będzie kontynuacja
**olsztyńskie BWA dzieli przestrzeń z planetarium


Komentarze

  1. Wybrałam się kiedyś z koleżanką na "Kino Kobiet". Wrażenia podobne. Przed seansem godzina wtykania ulotek, zostawianie danych osobowych ("rabaty, promocje, jeśli zarejestrujesz się do naszego newslettera"), nic z tego, co wyobrażałyśmy sobie czytając plan. Potem, już na kinowej sali, żenujące konkursy prowadzone przez wodzireja na miarę wiejskiej potańcówki, sypał sucharami sprawniej niż Karol z Familiady. Ostatecznie wymknęłyśmy się do kinowej kawiarni umilić sobie czas oczekiwania na film czymś mocno słodkim na poprawę kwaśnego humoru. Nigdy więcej nie wybiorę się już na takie coś. Przykre, że często pod mianem "babskich" spotkań kryje się po prostu jakieś marketingowe spotkanie w stylu garowych. I jeszcze musimy płacić za to, że będziemy bombardowane reklamami z każdej strony. Oczywiście są fajne imprezy tego typu ale jak widać - można się sparzyć. Tak, jakby organizatorzy traktowali kobiety jako tępą masę, której wciśnie się każdy szit pod szyldem "spotkania w babskim gronie".

    Buziole :) Fajny lifting bloga, fajne teksty, podglądam i czytam i w ogóle, wiesz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem i bardzo dziękuję :*

      byłam też raz na "kinie kobiet" i więcej nie pójdę... wrażenia miałam dokładnie, takie jak Twoje, a na dokładkę, w obawie przed wylosowaniem mnie do konkursu, schowałam się między siedzeniami ;)

      Usuń

Prześlij komentarz