pies na kasę

ostatnio mam to szczęście, że odwiedzam częściej niż zwykle kino :)


tym razem, w toruniu, obejrzełam hit (tak mówią) Martina Scorsese pt. "wilk z wall street".
szczerze: przypadkiem znalazłam się w tym kinie i równie przypadkowy był wybór filmu - bilety na sztukę, którą chcieliśmy obejrzeć były wyprzedane, kino było rzut beretem, a w wyborze tytułu miałam 50% głosów.

jeśli chodzi o mój kinowy gust, mieści się on raczej w alternatywie, chociaż nierzadko też zanurzam się w mainstreamie. podejrzewam również, że w olsztynie nie poszłabym na Leo w tej odsłonie. jednak wyjazdy rządzą się swoimi prawami, a poza tym jak szaleć, to do cinema city;p

recenzja w necie pieje z zachwytu; od znajomej, której znajomi widzieli wcześniej wilka usłyszałam, że niby dobry, ale typowo-amerykański... a ja?
nie żałuję. uważam, że jest to kawał dobrego kina (pewnie jakiś oscar wpadnie), a DiCaprio zagrał świetnie. zgadzam się z amerykańską łatką - w wilku, tak jak na stany przystało, wszystko jest wielkie, piękne i szybkie: wielka forsa, wielkie ćpanie, wielkie imprezy, piękne kobiety, szybki seks i samochody. równie spektakularny jest upadek...


przypadkiem warto;)
   

Komentarze

  1. Moje kino! W sensie budynek mój. Ach, och, łezka. Pozdrów następnym razem stojak na ulotki, pod którym stawałam i drzewo przed wejściem, z którym rosłam (w biodrach).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że do piernikowego miasta jeszcze zawitam, więc może kino uda mi się odwiedzić;)

      Usuń

Prześlij komentarz