bezkres możliwości



ostatnio gruchnęła wiadomość o opłacie audiowizualnej. ma ona być powszechna, gwarantująca zadowalający (bo chyba nie wysoki) poziom oferowanych, nie tylko przez publiczną telewizję, programów i ogólnie ma polepszyć standard życia polaków... 

wszystko pięknie. zastanawia mnie jednak i mierzi jednocześnie argumentowanie tego rozwiązania. z pewnością, nie znam wszystkich faktów, podane w sieci info może być wyjęte z większej całości i ciut zmanipulowane, czuję jednak jakiś smrodek. czyżby moje sumienie i poczucie obywatelskiego obowiązku? czytając te wszystkie rewelacje, czułam się jak mały oszust, kombinujący jak by tu nie dać IM zarobić. nie mam przecież odbiornika telewizyjnego, ani radia, ale za to posiadam komputer przenośny, telefon zwany smartfonem, a nawet czytnik ksiązek. o ja niedobra! 

a tu przecież takie możliwości - i to jeszcze gwarantowane, że ho ho (jak śpiewa natasza)... jak pomyślę sobie, jakie możliwości stoją jeszcze przede mną, odczuwam lekki zawrót. dostęp do morza, gór takich i siakich, możliwość posiadania kota, psa i złotej rybki, ubierania lub nieubierania choinki, a nawet wyboru rodzaju pitej przeze mnie wody mineralnej(!) głowa pęka...

i tak właśnie przechodzę do kolejnej, powalającej sposobności korzystania z powszechnej służby zdrowia. choróbsko dopadło i mnie, a z osobistej, trwającej lata, autopsji stawiam na nieuchronne zapalenie zatok:/ w celu potwierdzenia mojej diagnozy i zaordynowania odpowiedniego specyfiku potrzebny jest mi lekarz. niestety, z tego typu specjalistą mam jak z najlepszym fryzjerem i najtańszym sklepem odzieżowym, w którym zawsze znajdę coś fajnego - wszystkie podmioty zostały w moim rodzinnym mieście. cóż robić? chwyciłam za telefon i z pokorną postawą, pytającą o możliwość(!) jednorazowej wizyty zaczęłam dzwonić do przychodni lekarskich. większość numerów była (a jakże) zajęta lub po prostu nie odpowiadała. dodzwoniłam się do przychodni poleconej mi przez kochaną A.; miła pani w recepcji wysłuchała moich próśb, przełączyła do równie miłej pani doktor, która niestety dzisiaj nie da rady - zostałam ponownie przełączona do tym razem niemiłej lekarki. po przedstawieniu mojej sytuacji, koronne pytanie: "jak pani tak może" rozwaliło mnie. cokolwiek miała na myśli, po jej słowach przestałam mieć ochotę na dalsze wyjaśnienia.

co prawda, dzisiaj dla mnie liczę się tylko ja, ale pomimo to jestem w stanie nadal dużo zrozumieć. okres przeziębień, potęgowany przez zimę, której nie ma, z pewnością jest stresujący i dla chorych, i dla ich leczących, ale skoro jedna lekarka jest w stanie mnie wysłuchać i spokojnie odpowiedzieć, to czy druga nie może? czy w tym kraju możliwości i perspektyw kwestia jakości pozostaje już nieważna? 

jak żyć? 


Komentarze