POSZUKUJĄC #3 wolne - zajęte?

- przepraszam, czy to miejsce jest wolne?
ach... zajęte. a to przepraszam!

jak z Barei, ale to nasza zwykła współczesna.

źródło: google grafika



bynajmniej, nie mam na myśli miejsca w kolejce do kasy, czy przymierzalni - tutaj o pracę chodzi! bądźmy szczerzy, większość konkursów na stanowiska, od pomocy biurowej na zastępstwo, po dyrektora jakiegoś działu/wydziału/rozdziału to zwyczajna ściema. wyczuwalna na kilometr. nie ma o czym mówić.

po co zatem o tym piszę? mam pewne doświadczenia, a obowiązująca wolność słowa zwyczajnie pozwala mi na to. dopóki nikogo nie obrażam, uważam, że mogę.

...konkursy. wszelkie jednostki rządowo-samorządowo-publicznie budżetowe mają obowiązek ogłaszania konkursów na stanowiska. ma to podobno, wprowadzić kompetentnych ludzi na odpowiednie miejsca, ograniczyć (bo nie wyeliminować, bez jaj) tzw. kolesiostwo... generalnie ład i porządek ma być. tak słyszałam. idea piękna: zdrowa rywalizacja, zdrowe urzędy, zdrowi petenci. taki sen, z którego nie chcesz się budzić;>

jednak sen to nie jawa, a życie to nie "m jak miłość" i każdy, kto choć raz aplikował do takiego konkursu, wie jak jest. brak oficjalnych list osób "na rozmowę", brak informacji zwrotnej, czasami brak jakichkolwiek informacji, a jeżeli jakimś cudem załapiesz się na rozmowę/test kompetencyjny i tak nie wiesz co dalej. czekasz, czekasz, czekasz..., aż w końcu zapominasz.

z drugiej strony, jeśli ktoś odbywał staż w urzędzie, jest dla mnie oczywistym, że w przypadku wolnego etatu, dostanie pracę. wie już co i jak, jaką kawę pije szefowa, a jaką księgowa, do kogo zwrócić się w przypadku "sprawy na wczoraj". dlaczego taki ktoś miałby tej pracy nie dostać? a dlatego, że ktoś inny ma znajomego. proste!

kilka takich konkursów obstawiałam. zwyczajna strata czasu i czasami pieniędzy, choć przyznać muszę, że za każdym razem miałam malutką nadzieję na rozmowę chociaż. taki los. teraz, będąc mocno zajętą osobą, aplikuję w ten sposób sporadycznie. jeśli akurat trafi się taki jeden i mam taki kaprys, czemu nie;)

Komentarze

  1. Po mej wiejsko-europejskiej specjalizacji na socjologii chciałam zbawić świat w KRUSie. Pofatygowałam się o świcie, zimą w eleganckim wdzianku na rozmowę, a kilkuosobowa komisja wyposażona w ciasteczka i cv kandydatów zapytała mnie o nazwisko i ukończoną uczelnię.
    A ja głupia nawet drzwiami nie trzasnęłam i jeszcze do wiedzenia powiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam tak samo;/ takie to z nas grzeczne istoty...

      Usuń

Prześlij komentarz