POSZUKUJĄC #2 co z tym czasem?

                                      Salvador Dali, Trwałość pamięci, 1931

kiedy pracowałam na  tzw. etacie, wydawało mi się to co najmniej monotonne. praca - dom - praca - dom... od poniedziałku do piątku. nuda! pamiętam, że w ciągu pierwszego miesiąca stażu musiałam przestawić się na wczesne wstawanie, kładzenie się spać o przyzwoitej porze i codzienne 8-godzinne przebywanie w jednym miejscu. urozmaicone czasy studiów schowałam do szuflady... przyznaję, na początku było ciężko, ale ku mojemu zaskoczeniu, dość szybko przyzwyczaiłam się do nowego trybu życia. praca od 7 do 15 oznaczała, że miałam jeszcze sporo popołudnia dla siebie. zrozumiałam też prawdziwe znaczenie WEEKENDU i URLOPU - świętego czasu, tylko dla mnie, podczas którego nie miałam wyrzutów sumienia z powodu nic-nie-robienia! w końcu po wolnym i tak wracałam do pracy. co jakiś czas spotkanie ze znajomymi, albo wypad do jakiegoś ciekawego miejsca dostarczało mi rozrywki.

jak mówi ludowe przysłowie: wszystko, co dobre, szybko się kończy i przesadą nie będzie stwierdzenie, że regularne dni i godziny pracy porządkowały moje życie(!) podobnie jak z Litwą Mickiewicza, będącą jak zdrowie (ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie: kto cię stracił...), albo jak z miejscem, w którym nas nie ma. doceniłam etat dopiero po zakończeniu mojej umowy. zrozumie mnie ten, kto (tak jak ja) chwilowo pozostaje bez konkretnego zajęcia, ewentualnie zdecydował się na pracę freelancera (polecam dyskusję na FOCHU). 

jednym z paradoksów takiego (mojego) stanu rzeczy jest brak czasu. wydawać by się mogło, że nie chodząc do pracy zyskałam jakąś dodatkową porcję, całe osiem, a czasami więcej godzin ekstra na realizowanie odłożonych kiedyś planów. nic mylnego. nadal nie mam kiedy podjąc się pewnych rzeczy, o których od dawna myślałam. nie ma dla mnie znaczenia też to, jaki jest dzień tygodnia i specjalnie nie wyróżniam (długich)weekendów. przecież nie mam od czego odpoczywać! stabilne są jeszcze pory dnia i nocy, chociaż czasami potrafię położyć się nad ranem. na moją obronę dodam, że nie śpię do południa (ten etap mam już za sobą), ani nie oglądam do późna seriali. poszukuję pracy, wykonuję drobne zlecenia, imam się różnych zajęć, planuję przyszłą karierę... czasu brak.

każdy w miarę ogarnięty człowiek stwierdzi, że wynika to z nieumiejętnego planowania i braku samodyscypliny. zgadzam się bez najmniejszej dyskusji. jednak samemu trudno się zmobilizować... 

Komentarze