POSZUKUJĄC #1 jak jest?

nie mając stałego zatrudnienia, postanowiłam podzielić się moimi obserwacjami na ten temat. kieruje mną po części nuda (wbrew pozorom na nadmiar wolnego czasu nie narzekam, ale czasami się nudzę;p) i z pewnością duża porcja irytacji. prawdopodobnie moja pisanina przejdzie bez większego echa i nie zaprosi mnie żadna telewizja śniadaniowa;D, ale może ktoś stwierdzi, że ma podobnie... ku pokrzepieniu serc!

jak jest?

będąc szczerą, z głodu nie umieram, na głowę nie kapie. to wszystko dzięki pomocy... sama, chyba  już po pierwszym miesiącu, byłabym zmuszona ogłosić kapitulację. a tak, licząc na cierpliwość, mogę czekać na:
a) wymarzoną ofertę
b) zaproszenie MNIE na rozmowę
c) jedyną słuszną decyzję

śpieszę wyjaśnić, że stan taki absolutnie mi nie pasuje. uwiera, ciśnie i obciera, jak niewygodne buty. osobiście, brak pracy, cztery lata po studiach, z dwoma tytułami naukowymi i jedną podyplomówką, listą przebytych szkoleń, kursów i uprawnień, trzema latami doświadczenia zawodowego jest dla mnie porażką.  
być może powinnam się przekwalifikować, być bardziej przedsiębiorcza, przebojowa... być może. faktem jest, że pracodawcy nie walą do mnie drzwiami i oknami (słyszałam, że bajki czasami się zdarzają), wyśnionych opcji brak, a jak już się jakaś zaplącze, to konkurencja jest oszałamiająca. ale nic to. trzeba wierzyć w siebie, wysyłać, dowiadywać się, myśleć jak rekruter/pracodawca - jednym słowem DZIAŁAĆ!
tak zamierzam. różne pomysły chodzą mi po głowie. niektóre udało mi się wprowadzić w fazę pt. "przygotowanie do realizacji";>. mam tylko nadzieję, że cały mój zapał nie okaże się kolejnym etapem stanu bezrobocia. 
moje obawy to żadne bzdury! psychika w tym całym "zawirowaniu życiowym" jest bardzo ważna.

póki co, prawie trzy miesiące temu skończyła mi się umowa. już nie odliczam (jeszcze miesiąc temu byłam w stanie powiedzieć dokładnie ile tygodni i dni minęło), pamiętam za to datę. 
pierwszy tydzień był oszałamiający - tyle ofert, możliwości, pierwszy egzamin (zdany) na stanowisko i później rozmowa. eksytacja na maksa! śmiało stwierdzam, że napisanie listu motywacyjnego, to dla mnie spacerek. trochę ich wysłałam.  i cisza... na większość wysłanych aplikacji nie dostałam odpowiedzi, potwierdzenia, że doszła - że dziękują, ale nie o to im chodziło. cokolwiek. jedna instytucja, na moją prośbę, wysłała mi maila z informacją, że nie skorzystają z mojej oferty, ale życzą mi powodzenia!
innym razem usłyszałam, że moje cv jest beznadziejne i nie "chciałoby się" tej osobie go czytać. przyjmując jako dobrą radę i naukę na przyszłość, z trudem przełknęłam te słowa...
jak mawiał śp. doktor, z którym miałam zajęcia: "filozof musi mieć otwarty umysł i twardą dupę". przenoszę to na inne dziedziny życia.

tak to u mnie wygląda. przemyśleń i opowieści trochę mam, więc jest o czym pisać:)


Komentarze