polska gnuśna

ostatnio, przy okazji kolejnych ogólnopolskich spotkań podróżników, żeglarzy i alpinistów KOLOSY, na moment wpadłam do trójmiasta. 
porównywanie olsztyna do gdańska, gdyni czy sopotu nie ma sensu - o tym wiadomo nie od dziś. bynajmniej, nie chodzi mi tutaj o aspekty historyczne, demograficzne czy geograficzne - różnice na tych polach są oczywiste. jeśli chodzi o to miasto, odczuwam  permanentny marazm i niedosyt DZIANIA SIĘ... (ale o tym może innym razem)
olsztyńska kondycja - dziurawe drogi, brak obwodnicy (!), spore bezrobocie, kolesiostwo itd., ma przełożenie na stan całego województwa. brak większego przemysłu, rolnictwo (mimo gigantycznych pieniędzy na nie przeznaczone) kojarzące się z brodzeniem po kostki w goju i orką starym ursusem, drogi jak sito, rzesze osób bez pracy, małe perspektywy... wymieniać można bez końca.
z drugiej strony, mamy ogromny potencjał. bogata historia i kultura, jeziora, lasy, piękne krajobrazy, niezagospodarowane tereny, a przede wszystkim wiele rąk do pracy. i co z tym ? i g...! mam wrażenie, że większość działań realizowanych jest od przysłowiowej "dupy strony". po co tworzyć nowe miejsca pracy     i budować drogi (marzenie o autostradzie jest już perwersją). zamknijmy wszystkich w wielkim parku narodowym, dajmy koszyki na grzyby i ubierzmy w jutowe worki. może niemiec z kasą (a niedługo także np. mieszkaniec wrocławia) przyjedzie zobaczyć największy w europie skansen na świeżym powietrzu.
w mojej naiwności, naprawdę nie rozumiem dlaczego tak się dzieje.
jadąc koleją z olsztyna do gdańska, można zauważyć wyraźną granicę pomiędzy tzw. polską A, a polską B. do iławy, przy torach walają się tylko śmieci i, w zależności od pory roku, leży śnieg lub rosną maki. natomiast, już od samego dworca w iławie głównej trwają intensywne roboty, ciągnące się aż do gdyni. można?
nawiązując do przywołanego podziału, nie jestem pewna czy określenie "polska B" mi pasuje. kategoria B kojarzy mi się raczej z drugim miejscem na podium, z szansą na poprawę wyników w przyszłości, dążeniem do doskonałości, równaniem do lepszych. zastanawiając się nad  naszą kondycją, nasuwa mi się niestety jedno:



i na koniec:
nie wątpię, że wszystkie inwestycje wymagają ogromnej pracy, czasu i pieniędzy, ale właśnie z myślą             o dbanie o nasze interesy, wybieramy konkretnych przedstawicieli na szczebel krajowy i lokalny. pewnie, że łatwiej jest pierdzieć w stołek i wywalać tony piachu przed urzędami, niż wziąć się uczciwie do roboty, ale nie zdziwcie się panie i panowie, jak któregoś pięknego dnia wasze wygodne fotele zostaną wystawione za drzwi. marzenia? 
naprawdę, dużo zależy od nas. to my decydujemy o tym, czy smakuje nam wyborcza kiełbasa i tanie piwo na festynach... 

Komentarze