przeżartego nowego roku!

jedząc ostatnie kawałki świątecznego dorsza w pomidorach (odpowiednio zawekowanego przez moją mamę:*), dotarło do mnie prawdziwe przesłanie sączące się z każdego zakamarka naszych mniejszych lub większych światów. co prawda, świąteczna i sylwestrowa biegunka już za nami, ale teraz nadszedł czas wyprzedaży!!!
przyznając się, co jakiś czas korzystam z takich okazji - znajdując się w niepewnej sytuacji zawodowej (a tym samym finansowej), tym bardziej czekam od czasu do czasu na przecenę upatrzonego ciucha;)...  wolę rozejrzeć się, porównać ceny i wybrać to, co mi odpowiada. na tym jednak koniec! 
konsumujemy coraz więcej, wymieniamy (w jakiś tam sposób) zarobione pieniądze na wszelkie dobra, bardziej lub mniej potrzebne. zalewamy swoje cztery ściany szmatami z hinduskich fabryk, sprzętami złożonymi za miseczkę ryżu, (w większości) kiepskimi filmami, nieprzyzwoicie drogimi książkami i tonami jedzenia, którego nie jesteśmy w stanie przerobić. czy nie wystarczy dwanaście potraw raz w roku?
to wszystko nasunęło mi się po obejrzeniu, po raz kolejny, filmu kasi rozsłaniec "galerianki". pragnienie posiadania wżarło się niektórym tak głęboko, że są w stanie zrobić loda za parę spodni. prędzej czy później dopadnie nas konsumpcyjna czkawka.
jaki w tym sens...?

hej! a może tak zacząć nowe życie?
dobrego;*

Komentarze